To była rewelacyjna wycieczka, zwiedzone super miejsca a to wszystko nie gdzie indziej jak w sercu naszego miasteczka - Cork Turyści byli z nas pierwsza klasa, bo tak czuliśmy się idąc szlakiem historii, kultury i edukacji w Cork. Zwiedzaliśmy te miejsca które nie są dostępne dla postronnego człowieka i turysty. Miejsca otwarte dla zwiedzających jedynie dwa razy do roku, oraz te które na co dzień wymagają biletów wstępu. Jednak nie sposób było zobaczyć wszystko w jeden dzień, aż a może tylko 37 a zarazem jednych z najbardziej fascynujących budynków począwszy od epoki średniowiecza do militarii, od miejskich sal do komercyjnych pomieszczeń, od edukacji poprzez historie do sakralnych świątyń zapraszało każdego do wejścia za jego próg.

Przygotowany dosyć ambitny plan zwiedzania chcąc jak na dobrego turystę przystało zobaczyć jak najwięcej prowadził nas od wczesnych godzin przedpołudniowych aż do samego wieczoru. Oprócz s zwiedzania, oglądania i podziwiania nie zabrakło dobrej zabawy i sympatycznej atmosfery. Ale po kolei. Nasza wyprawa rozpoczęła się deszczowym porankiem od wizyty w loży masońskiej, miejsca dla niektórych kontrowersyjnego a dla innych może mniej znanego a dla jeszcze innych niezwykle interesującego z aspektu historycznego. W tym miejscu dowiedzieliśmy się, o niezwykle dużej liczbie osób którą zrzesza to stowarzyszenie na terenie Irlandii. Co ciekawe masoni skupiają w swoich szeregach jedynie mężczyzn a wywodzi się to z kultu pracy i tego, iż dawniej to właśnie mężczyźni wykonywali ciężkie prace. Podobno jedyną kobieta jaka kiedykolwiek była dopuszczona do tego zakonu była Elizabeth Aldworth.
Wszystkich zapewne interesuje "co grupa ta obecnie robi i czym się zajmuje?". Otóż prowadzą oni działalność charytatywną, która polega na anonimowej pomocy potrzebującym. Co jeszcze nas zadziwiało to wystrój lóż - szczególnie ta która swoim wyglądem przypominały średniowieczne pomieszczenie.

W nastroju historii i średniowiecza przeszliśmy do Elizabeth Fort, gdzie z murów obronnych rozpościerał się widok na centrum Cork. Mało kto wie, ale wcześniej miejsce to spełniało funkcje więzienia dla kobiet a od kilkunastu lat mieści się tam posterunek policji. Można było tam spróbować sztuki łuczniczej oraz na chwile zostać zakutym w dyby, aby na własnej skórze przekonać się jak ciężko oddychać czy poruszać głową w tych męczarniach, które przechodziły tam niegdyś uwięzione kobiety.
Nieopodal fortu mieści się dobrze znana wszystkim w Cork katedra St. Fin Barre's ze złotym aniołem na dachu. Bardzo dobrze przygotowana obsługa tego miejsca ku naszemu zaskoczeniu miała przewodniki nie tylko w j.angielsku ale również i w polskim.
Chwila zmęczenia i potrzeba wypicia kawy zaprowadziły nas do Triskel Christchurch miejsca wydawało by sie sakralnego jak sama nazwa wskazuje, jednak już nie, teraz od niedawno zakończonego remontu mieści się tam sala koncertowa z wyjatkową akustyką, sala kinowa oraz restauracyjka. Nasze dziewczyny z grupy nie mogły zaprzepaścić takiej szansy i nie wypróbować swoich muzycznych głosów ze sceny, chyba nie poszło im najgorzej, bo pojawiły się brawa z sali.
Po szybkim orzeźwieniu, nagleni czasem znaleźliśmy się w budynku Portu oraz przy cumującym statku patrolującym z Cobh "Ciara". Można powiedzieć, iż każdy statek jest taki sam i co na nim jest takiego do zwiedzania zastanawia niektórych. My jednak zawsze znajdziemy coś interesującego co może nas zaciekawić i dlatego warto było tak długo czekać w kolejce na wejście na pokład. Obsługa statku była nie tylko uprzejma ale i bardzo pomocna, co dziewczynom przypadło do gustu i wspominają do dziś spotkanie z marynarzykami
Tyle miejsc już odwiedziliśmy, ale to nie koniec. Siły jeszcze były to też odwiedziliśmy fabrykę rzeźby i miejska galerie kończąc na restauracji Pavilion, gdzie mało kto wie mieściło się niegdyś kino.
Wycieczka bez zagubionego turysty, super mamy i babci, które są
przygotowane na każdą ewentualność, maja tysiąc pomysłów i rzeczy w
swojej torebce nie była by tak rewelacyjna jak ta na której byliśmy. I
wszystko dobrze się skończyło turysta dzięki Kasi się znalazł, babcia
miał watę cukrową a mama przeczytała bajkę. Dziękujemy wszystkim, którzy
wybrali się z nami na Cork Heritage Open Day. Do usłyszenia na
kolejnej wyprawie po znanym a nie odkrytym nam jeszcze Corku.
.